16 Dec
16Dec



Wiem, wiem, wiem... my nauczyciele mamy czasem dość, kiedy na różnych warsztatach i szkoleniach mamy się znowu uczyć o aktywnym słuchaniu, o parafrazowaniu, o komunikatach JA. Ja też tak mam. Ale ostatnio natknęłam się na Stephena  R. Covey'a. Czytam, czytam i dostrzegam rzeczy, które są niby dla mnie oczywiste, ale jednocześnie jakieś nowe. I wiecie co? Coraz więcej rzeczy mnie zadziwia, cieszy i motywuje. Może dzięki właśnie tej lekturze? Nieważne... ważny jest skutek. Otóż Covey otworzył mi oczy na pewien fenomen. Mianowicie na ... słuchanie empatyczne. Ile to się dziś słyszy o empatii? A jak często nadużywamy tego pojęcia... No i stało się.

Uświadomiłam sobie coś. Jak oczywista jest główna zasada słuchania empatycznego: "staraj się najpierw zrozumieć innych". Czyż nie jest tak, że to my najczęściej chcemy być rozumiani? A czy nie jest tak, że często słuchamy, ale tak właściwie nie chodzi nam wcale o zrozumienie? Po prostu słuchamy, aby coś odpowiedzieć.  Mamy często problem z dzieckiem, z mężem, z żoną, z nauczycielem, z panią w sklepie. No przecież zdarza się. Ale jak sobie to często tłumaczymy? On/ona  mnie nie rozumie. No fakt, ale czy ja rozumiem jego/ ją ? No przecież, aby kogoś zrozumieć, powinienem go wysłuchać. Nasze "słuchanie" (tak pisze Covey) toczy się zazwyczaj na jednym z czterech poziomów: albo kogoś ignorujemy (wcale nie słuchamy), udajemy, że słuchamy (tak... masz rację), albo selekcjonujemy (słuchamy wybranych fragmentów), bądź słuchamy empatycznie (i to jest mistrzostwo świata). Nie chodzi tu, o techniki słuchania. Chodzi tu raczej o słuchanie z intencją zrozumienia. To klucz. Przyjmujemy wtedy punkt widzenia drugiej osoby. Na sprawę patrzę przez jej  "okulary" . Słuchając empatycznie nie muszę się wcale z tą osobą zgadzać. Staram się zrozumieć zaprzęgając w ten proces swoje uczucia, zmysły i intuicję. Wtedy jest moc! Słucham kogoś empatycznie = daję mu "psychologiczne" powietrze. Zaspakajam jego potrzebę bycia wysłuchanym i .... zrozumianym. Każdy przecież tego pragnie. Z oczami cocker spaniela, często błagalnym wzrokiem prosimy kogoś: "no zrozum mnie wreszcie". Nasz rozmówca ma przestrzeń, nabiera zaufania, otwiera się, bo czuje, że jesteśmy szczerzy. Wiem, że trudno jest czasem kogoś zrozumieć. Covey podaje wspaniałe przykłady. Na przykład w sprzedaży.... Sprzedawca, który chce być skuteczny stara się wpierw zrozumieć potrzebe klienta (diagnozuje go). Sprzedawca, który jest amatorem tylko sprzedaje, zaś profesjonalista zaspakaja potrzebę, bo rozumie, czego ten klient tak naprawdę oczekuje. Zrozumienie to klucz. Nauczyciel, jeżeli traktuje swoich uczniów poważnie, wpierw ich pozna, rozumie, potem zaczyna uczyć i dopiero potem ocenia poziom klasy. To samo z rodzicem. Zanim osądzi, powinien zrozumieć. No można pisać i pisać. Podsumowując: nie patrzmy na drugiego człowieka przez własne okulary. Spróbujmy założyć jego. To wcale nie pochłania dużo czasu, jakby się mogło niektórym wydawać. No jasne - na początku to nie jest takie łatwe. Słuchanie empatyczne powinno stać się nawykiem. Opłaca się nad tym popracować. Pozwoli nam to w przyszłości zaoszczędzić bardzoooo dużoooo czasu. Aha! I jeszcze inna korzyść: kiedy nauczymy się słuchać i rozumieć intencje ludzi, zasadniczo zmienimy sposób ich postrzegania. Fajne nie? Trzymam kciuki za siebie i za Was, abyśmy ten rodzaj słuchania opanowali do perfekcji. Wtedy będzie piękniej... 

Komentarze
* Ten email nie zostanie opublikowany na stronie.